Indie na własną rękę: Kalka - Shimla, marzec 2009, dzień 3
O poranku tłoczymy się w drodze do wejścia do pociągu, w zasadzie kolejki wąskotorowej. Ostateczniedostajemy sie do środka „Zabawkowego Pociągu – Toy Train”. Wąskotorówka rusza z nami do letniej stolicy kolonialnych Indii. Kolejka jest naprawdę oblegana, w większości przez miejscowych, szczerze miałem obawy że będzie to turystyczna atrakcja i drogę będziemy dzielić z tabunami innych turystów a tutaj zaskoczenie.
Toy Train Kalka Shimla
Z racji rozmiarów w kolejce jest naprawdę ciasno, siedzenia ułożone w systemie 2+1, plecaki rzucamy gdzieś na koniec przedziału, przedziały są otwarte. Nasze miejsca dzielimy z hinduskim małżeństwem i niemieckim pastorem. Aga dużo rozmawia z naszymi towarzyszami, ja z racji poziomu angielskiego głównie się przysłuchuje. Początek jest trochę nudny, pomijając ożywioną atmosferę wewnątrz, jest dość ciemno, bo zapomniałem dodać że wyruszyliśmy przed 5 rano – może tez dlatego nie ma za wielu turystów.
W końcu jednak robi się coraz jaśniej, aparat nie opuszcza moich rak. Co rusz opuszczam szybę, wychylam się i pstryk. Super widoki, przejeżdżamy przez mnóstwo wiaduktów, które kojarzyły mi się z akweduktami starożytnego Rzymu. Droga mija zaskakująco szybko, po drodze mamy dłuższy postój na małej stacyjce: Barog na 42 kilometrze. Na stacji są samosy i masala tea. My skupiamy się na zdjęciach i przeciąganiu się.
Kilak słów o samej kolejce. Na trasę kolejki Kalka Shimla składa się:
- 18 malowniczych stacji (0 km Kalka, 5,69 km Taksal, 10,41 km Gumman, 16,23 km Koti, 26 km Sonwara
32,14 km Dharampur, 39 km Kumarhatti, 42,14 km Barog, 46,10 km Solan, 52,70 km Salogra
58,24 km Kandaghat, 69,42 km Kanoh, 72,23 km Kathleeghat, 77,81 km Shoghi, 84,64 km Taradevi
89,41 km Jutogh, 92,93 km Summer Hill, 96,60 km Shimla - 102 tunele – najdłuższy tunel: Tunel Barog ma 1143,61 metrów, czas przejazdu ok.; 2,5 minuty
- 912 zakrętów,
- 969 mostów, najdłuższy most (nr226) ma długość 97,40 m i wysokości 19,31 m, znajduje się niedaleko stacji Sonwara. Najwyższym mostem (nr 493) jest most łukowy zlokalizowany przy stacji Kanoh: wysokość 23 m, długość 54,8 m
- średnie nachylenie trasy to 3%.
Początkowa stacja: Kalka usytuowana jest na wysokości 656 m n.p.m., na końcu trasy osiągamy wysokość 2075 metrów. Różnica wysokości między dwoma krańcowymi stacjami wynosi 1419 metrów. Średnia prędkość pociągu wynosi 25–30 km/h. Od 2008 roku Kolejka Kalka-Shimla wraz z Darjeeling Himalayan Railway i the Nilgiri Mountain Railway wpisane są na listę światowego dziedzictwa UNESCO pod nazwą „Koleje Górskie Indii” (ang. Mountain railways of India)
Po około 5 godzinach które minęły dość szybko i pokonaniu szalonych 100 kilometrów, klimat robi się zdecydowanie chłodniejszy, osiągamy ok. 2000 m n.p.m. jesteśmy w Shimli. Shimla to w czasie brytyjskiej kolonizacji letnia stolica Indii, obecnie jest to popularny kurort wypoczynkowy – mam inne wyobrażenie słowa kurort ale nie upieram się, dla mnie jest O.K. Zabudowana na pierwszy rzut oka przypomina o brytyjskiej przeszłości, ale raczej nienachalnie.
Stacja końcowa Shimla – trochę inne Indie
Z dworca ruszamy w miasto w poszukiwaniu hotelu, ceny oscylują w okolicach 140 pln, standardowo dużo kręci się naganiaczy ale mniej nachalni niż w Delhi. W czasie gdy ja zasięgam informacji odnośnie cen noclegów w okolicznych hotelach, Aga siedzi z naszymi plecakami. Zaczepia ją jeden z naganiaczy proponując hotel za ok. 110 pln, tylko trzeba kawałek podejść (ok. 0,5 km) – takim sposobem siedząc ogarnia najlepszą ofertę. Z dużą doza nieufności ruszamy do hotelu, po doświadczeniach w Delhi – staliśmy się mniej otwarci na tubylców. Naganiacz okazuje się porterem – jak twierdzi brał udział w jakiejś wyprawie na K2 – jest bardzo pogodnym uśmiechniętym facetem w zimowej czapce. Czapka to jego znak rozpoznawczy i nieodłączny element. Hotel jest trochę więcej niż 500 metrów od dworca ale za to pokój jest w porządku, czysto, duże królewskie łóżko. Z tarasu super widok na miasto. Postanawiamy zostać.
Nasz naganiacz standardowo proponuje zorganizować nam pobyt w Indiach, oczywiście co tylko zapragniemy. Rozmawiamy, negocjujemy – częstuje nas nawet małym obiadkiem – bez nachalności. Dogadujemy się na „trekking” na Hatu Peak, przejazd do wioski z hot supringsami (Tatapani) i dalej do Dharamsali wszystko z kierowcą i jeepem. Wariant z kierowca okazuję się znacznie tańszy niż wynajęcie samochodu.
Shimla: wiszące chodniki, kozy i podwórkowe małpy
Odpoczywamy, jemy i spacerujemy po mieście, zaglądam w mniej reprezentatywne części miasta. Hinduska bieda jest bardzo kolorowa – ta myśl towarzyszy mi w zasadzie na każdym kroku, do tego to kozy na dachach, małpy zamiast psów, wiszące chodniki. Drogi zbudowano dawno temu gdy samochodów było jak na lekarstwo a nawet w ogóle. Teraz sporo samochodów, skuterów i innych jeździdełek a jakoś chodzić trzeba. Z jednej strony budynki wylewają się na drogi, lub jak wolą inni drogi wdzierają się do budynków. Po przeciwnej stronie urwisko, średnia ok. 5-15 metrów w pionie – tam też „wybudowano” wiszące chodniki – słowo wybudowane jest pewnego rodzaju skrótem myślowym i nadużyciem. Chodniki wiszą nad wspomnianymi urwiskami, czasami nad dachami domów. Miejscami barierki pozwalają poczuć namiastkę bezpieczeństwa. Podłoga chodników to w zależności od dostępności: metalowe kratownice znane z naszych rodzimych kładek, deski w różnym stopniu swojej żywotności, rzadziej asfalt – ogólnie jakoś tak mało bezpiecznie to wygląda, jedynie małpy i kozy czują się na nich pewnie.
Szwendając się po mieście trafiamy na „cichy protest” mieszkających w Shimli Tybetańczyków. Przystajemy i rozmawiamy z uczestnikami protestu, dostajemy list z apelem o wyzwolenie Tybetu spod chińskiej okupacji.
Shimla w swojej biedzie, kolorowych sklepikach wzdłuż uliczek bardzo mi się podoba. Siedząc wieczorem na tarasie swojego hotelu czuję że jestem szczęśliwy… może bo tu nie mieszkam, dlatego że w domu mam elektryczność, łazienkę z bieżącą ciepłą wodą, przed domem stoi samochód i w w ogóle dom ma 100m2 a nie 5m2 – jak w przypadku naszego przewodnika. Maszi bo o nim mowa, mieszka na strychu hotelu na ok. 5m2 setki kilometrów od rodziny mieszkającej w dalekim Kaszmirze.