Home PODRÓŻE Turcja – w drodze do Kurdystanu

Turcja – w drodze do Kurdystanu

dodał damian

W końcu! Mija pierwsza połowa 2021 roku i zdecydowanie nie jest to dla mnie rok obfitujący w górskie przygody – nie licząc wypadu na Łabowska Halę nie byłem w żadnych górach. Pisząc to uświadomiłem sobie, że od mojej ostatniej wizyty w Tatrach zdążyłem odwiedzić 2 nowe kraje (Tunezję i Malediwy) a w nasze alpejskie góry do których mam około 400 km było jakoś zupełnie nie po drodze 😁

Najpierw wsiądź do samolotu

Jak napisałem w końcu jednak po miesiącach górskiej posuchy przyszedł czas na górską eskapadę – padło na Ararat we wschodniej Turcji – drugi najwyższy wulkan w Azji. Przygodę rozpoczynam na lotnisku w Katowicach, lecę czarterem do tureckiej stolicy plażowania i smażenia się na słońcu – Antalyi, stamtąd jeszcze 2 samoloty i będę w Igdirze u stóp Araratu – ale po kolei, w końcu droga jest również źródłem radości.

Na starcie tylko organizacja na lotnisku w Katowicach przypomniała mi słowa pewnych panów o państwie z dykty. Po odprawieniu się, lądujesz w miejscu gdzie, co prawda nie ma większości miejsc siedzących bo trzeba zachować dystans społeczny ale jednocześnie wyloty są tak pomyślane, że na bardzo małej przestrzeni upycha się ludzi czekających na swój samolot – rozumiem stojąc jesteś wirusodporny, nawet gdy ocierasz się co rusz o kogoś . Możliwość zachowania dystansu równa się szansie polskiej reprezentacji piłki kopanej na tytuł mistrza świata. W końcu jednak przyszedł i mój czas aby wsiąść do samolotu.

Lot mija szybko, wypełniam go jedzeniem orzechów (bo wtedy maskę można zsunąć) i czytaniem reportaży z czasów PRL-u.

Znasz tą grę: kto szybciej odbierze bagaż? 🤣

Lotnisko w Antaly wyobrażałem sobie jako typowe lotnisko dla lotów czarterowych i tutaj się zaskoczyłem. Wiedziałem już wcześniej, że Turcja ma całkiem dobrze rozwiniętą sieć lotnisk, które obsługują ruch krajowy – patrząc na mapę Turcji ma to sens 😄 Co mnie naprawdę pozytywnie zaskoczyło to uporządkowanie kwestii odbioru bagażupraktycznie wszędzie na świecie odbiór bagażu to swoiste zawody sportowe – można grać solo, w parach a nawet całymi drużynami. Nie potrzeba specjalnego sprzętu czy przygotowania ale od razu widać, kto kolejny raz staje w szranki w tych zawodach – zasady wydają się proste należy zlokalizować jak najszybciej swoją walizkę i ją przechwycić. Widuję różne strategie tej gry, najpopularniejsza to zająć jak najlepsze miejsce przy taśmie, można też krążyć wzdłuż taśmociągu i łowić w ruchu, czasami na granicy faulu – bo jak zobaczysz swoją walizkę to okrzykiem na ustach: „to moja walizka”, pomagając subtelnie sobie łokciem wyciągasz zdobycz – punkt zdobyty! Najlepsi zawodnicy potrafią bawić lepiej niż nie jeden mecz czy film akcji. Ale zacząłem od tego że na lotnisku w Antalyi ogarnęli ten temat – wydaje się, że pandemia trochę wymusiła zmiany. Stworzono strefy, oddzielone potykaczem, gdzie jedna osoba/zespół odbiera swoją walizkę – strategia na łowienie w ruchu została skutecznie ograniczona 😂

Lotnisko Antalya – mój pierwszy raz w Turcji

Do kolejnego lotu mam kilka godzin – planowo odbieram bagaż i lecę na miasto. Ostatecznie wybieram jednak kręcenie się po lotnisku, zaglądam gdzie tylko się da i próbuje pierwsze tureckie fastfoody. Przeglądam ofertę sklepów z pamiątkami, koszt karty SIM i kursy walut w kantorach. Tutaj ważna uwaga na lotnisku nie warto wymieniać kasy – bo w kantorach do kursu należy doliczyć prowizję od 3 do 9 %, karta SIM w sieci Turkcell jest „tylko” 100% droższa niż tradycyjnym punkcie sprzedaży 😀 magnesy – te kiczowate pamiątki, których jestem fanem to wydatek od 2,5 Euro w górę.

Lotnisko do małych nie należy ale jest dość nudne – wykorzystawszy darmowy dostęp do Internetu na lotnisku, idę do pustej kawiarni na kawę, coś słodkiego i WiFi w cenie. Ciekawe że kawiarnia świeci pustkami, chociaż kawa i jedzenie jest super. Natomiast po sąsiedzku przez ścianę Burger King przeżywa oblężenie, stęsknionych zachodniego żarcia turystów. Fenomen sieciówek z kiepskim żarciem jest dla mnie idealnym obrazem zaspokojenia potrzeby bezpieczeństwa realizowanej przez stołowanie się w teoretycznie dobrze znanym miejscu, chociaż na obcej ziemi 😁Żałuje że tak późno trafiłem do tej knajpki, Internet hula, do tego kawa po turecku i słodycze – nic więcej do szczęścia mi nie trzeba na lotnisku.

Domestic flight

W końcu jednak gramole się do odprawy, w kolejce do odprawy jestem jedynym gościem o europejskiej facjacie, mili panowie przede mną próbują nadać jakieś paczki w workach na zboże – kobieta z obsługi upiera się że nie przyjmie takich „walizek” oni nie widzą problemu, który ona widzi – ja natomiast zastanawiam się dlaczego dzieje się to w moim ogonku?!?

Ostatecznie goście odpuszczają, mój duffel leci do luku bagażowego, ja udaję się do strefy odlotów krajowych – kolejne małe zaskoczenie, tutaj jest trochę taniej niż na przylotach i duuuuużo taniej niż w strefie odlotów międzynarodowych (o czym przekonam się za tydzień). Kupuję magnes, czekam i chłonę. Brak białych to rzuca się jako pierwsze w oczy i nikogo w krótkich spodenkach – pewnie oglądali Projekt Lady i wiedzą że to faux pas – ja nie oglądałem, dlatego mam swoje ulubione spodenki w kolorowe paski 😆

Przed wejściem do samolotu dostajesz zestaw higieniczny składający się z nowej jednorazowej maski i chusteczki nasączonej płynem do dezynfekcji.

Stambuł – jak nie oszczędzać

Szybki lot, dla zabicia czasu gram w gry – bo to taki lepszy samolot i ma pakiet rozrywka w oparciu siedzenia przed tobą. Wysiadam w wielkim klimatyzowanym mieście pod szklaną kopułą – to moja pierwsza myśl, gdy próbuję odnaleźć drogę do miejsca gdzie mam odebrać swojego duffela. Idę szybkim krokiem prawie 10 minut – czyli przeszedłem ok. 1 km, a nie były to skrajne punkty lotniska.

Jeszcze w Katowicach czekając na odprawę zarezerwowałem sobie hotel, gdzieś blisko lotniska. Cena atrakcyjna: 14 Euro, jest również opcja transferu z i do lotniska za kolejne 30 Euro. Postanawiam dostać się do hotelu na własną rękę. Uparłem się, że dojadę coś jakby miejskim autobusem.

Na początek, muszę zorientować się jaki autobus jedzie w okolice mojego hotelu czasami zastanawiam się skąd bierze się to specyficzne przeświadczenie o zajebistości planu, który zrodził się przed chwilą w głowie. Dopadam jakiegoś sympatycznie wyglądającego chłopaka, którego wybrałem do realizacji mojego planu wydostania się z lotniska komunikacją publiczną. Gość pyta innych podróżnych, obsługę, przegląda jakąś turecką apke z rozkładami, by ostatecznie wskazać mi najlepsze połączenie – mam przejechać 14 przystanków linią „x”. W międzyczasie ja natomiast opanowuje obsługę biletomatu. Jestem zwycięzcą: bilet w dłoni, wiem do jakiego autobusu wsiąść i na którym przystanku wysiąść. Nie zauważyłem nawet kiedy zrobiło się ciemno, zerkam na tablicę z informacją ile pozostało czasu do przyjazdu mojego transportu, minuty mijają powoli. W końcu jednak wybija godzina prawdy. Podjeżdżają kolejne autobusy a mojego brak! Pierwsze 5 minut bez większego ciśnienia ale każda kolejna minuta wprost proporcjonalnie zwiększa mój poziom irytacji. Po 15 minutach, zaczynam się godzić z myślą, że bilet będzie co najwyżej oryginalną zakładką do książek. Zakładka za 2,5 Euro a nawet nie ma magnesu czy chociaż zabawnej historyjki obrazkowej 😏 Zbieram się, ruchomymi schodami udaje się na miejsce gdzie czekają taksówki . W głowie zacięła się taśma z tekstem: „A było nie nie chwalić dnia przed zachodem słońca”!

Ubieram uśmiech nr 5 i pierwszego z brzegu taksiarza pytam za ile pojedzie pod wskazany adres, staram się być ruczajem pozytywnego myślenia, taksiarz coś marudzi i pada cena 70 Lir (ok. 7 Euro). Straciłem grubo ponad godzinę, nabyłem zakładkę do książki za 2,5Euro bo chciałem zaoszczędzić 5 Euro – tak, oszczędność to cnota – trzeba tylko uważać aby się nie przegiąć – ja tutaj zapędziłem się w przysłowiowy kozi róg. 🤑 Zdarza się.

Balkawa, kawa i sen

Hotel nie jest zły, lokują mnie na ostatnim piętrze, to chyba był kiedyś strych bo stojąc dotykam ręką sufitu – ale naprawdę jest super, za 14 Euro prawie jakby luksusowy 😆

Rzucam graty i idę szukać czegoś do żarcia, jest już późno. Otwarte są tylko kebabownie ale nie ma tam falafli?!? 😎 naprzeciwko hotelu jest za to coś jakby cukiernia z mnogością rożnych baklaw. Wiem, że one się różnie nazywają ale jestem ignorantem i wszystkie one dla mnie to baklawa bo są tłuste i słodkie. Uwielbiam baklawę i kawę. Dawno temu w Czarnogórze zacząłem pić kawę, tylko dlatego bo dobrze przełamywała smak słodkiej baklawy.

Wracam z niemałym pudełkiem słodkości do hotelowego pokoju, zaparzam kawę chociaż jest już po godzinie 23. Odpalam telewizor z nadzieją na jakiś mecz lub kanał muzyczny – nic z tego, tylko tureckie seriale 😵 Szybki prysznic, bardzo niepoprawna kolacja i dociera do mnie, że był to intensywny dzień. Zasypiam.

C.D.N.

kolejny wpis: Wschodnia Turcja: Igdir i trekking na Ararat

podobne wpisy

Dodaj komentarz