Home PODRÓŻE Przylądek Cape Angela – najdalej na północ wysunięty punkt Afryki

Przylądek Cape Angela – najdalej na północ wysunięty punkt Afryki

dodał damian

Najdalej na północ wysunięty punkt Afryki

Mamy XXI wiek, wysyłamy ludzi w kosmos, dokonujemy przeszczepów serca, mamy dostęp do nieograniczonej kopalni wiedzy (i głupot) jakim jest Internet ale czasami jak chcesz dowiedzieć się czegoś wydawać by się mogło dość łatwego do sprawdzenia/określenia jak na przykład: skrajne punkty jakiegoś kontynentu to okazuje się że to nie jest tak proste i oczywiste.

Przez długi czas funkcjonowało (pewnie nadal wśród wielu funkcjonuje) przekonanie że najdalej na północ wysuniętym krańcem Europy jest Przylądek Północny – jest to nieprawda, najdalej na północ wysuniętym skrawkiem naszego kontynentu jest Nordkinn (o mojej przygodzie na Nordkinn – pisałem tutaj). Podobnie sprawa się ma z północnym krańcem Afryki – to ciekawe że północne części sprawiają trudność w obu kontynentach. W wielu miejscach przeczytacie że najdalej na północ wysuniętym krańcem Afryki jest: Przylądek Biały (fr. Cap Blanc, arab. الرأس الأبيض), natomiast w rzeczywistości najdalej na północ skrawkiem Afryki od 2014 roku jest Cape Angela (arab: رأس أنجلة) Cape Angela sięga około 30 metrów dalej na północ niż wspomniany wcześniej Przylądek Biały. Aby dodatkowo skomplikować kwestię północnego krańca, będąc bardzo dociekliwym możesz trafić na arabską nazwę: „Ras Ben Sakka” – który dotyczy skalistego krańca przylądka Cap Angela. Nie spotkałem się jeszcze ze spolszczeniem nazwy przylądka więc będę używał formy angielskiej: Cape Angela (korzystając ze słownika – arabska nazwa oznacza: głowę anioła), możecie również trafić na formę Cap Angela (z francuskiego)

Jak już przebrnąłem przez te wszystkie zawiłości i niejasności to czas napisać coś więcej o samym przylądku – jak się dostać i czy warto?

Cape Angela – jak tam dotrzeć?

Na pomysł zobaczenia Przylądka Cape Angela, wpadliśmy jak już byliśmy w Tunezji. Zwiedzanie miast nas nie interesowało, do jeziora Wielki Szott, Szatt al-Dżarid (arab. شط الجريد) i pobliskiego Star Wars’owego miasteczka mieliśmy za daleko. Nie postarałem się odpowiednio wcześnie o pozwolenie na wejście na najwyższy szczyt Tunezji: Dżabal asz-Szanabi, więc ten pomysł również odpadł. Ostatecznie korzystając z mniej słonecznego dnia, postanowiliśmy przerwać nasze najdłuższe zaleganie na plaży, wynająć samochód i zobaczyć Amfiteatr w Al-Dżamm oraz zobaczyć najdalej na północ wysunięty skrawek Afryki, czyli Cape Angela. Nie znalazłem żadnych informacji po polsku o tym miejscu, więc tym bardziej chciałem go zobaczyć.

Dostanie się na przylądek Cape Angela, nie jest wcale prostym wyzwaniem – chociaż można dojechać samochodem prawie na sam koniec przylądka, kilkanaście metrów od charakterystycznej rzeźby przedstawiającej kontury Afryki.

Najbliższym dużym miastem w okolicy Cape Angela jest Bizerta. Bizerta to najstarsze miasto na terenie Tunezji, oddalona o ok. 20 kilometrów od przylądka, czyli całkiem blisko. Nic nie wskazuję aby tam kursowała jakaś komunikacja publiczna, pewnie istnieje możliwość wynajęcia i dojechania z Bizerty taksówką. Przejażdżka rowerem byłaby super pomysłem – o ile masz ze sobą rower lub znajdziesz ich wypożyczalnię, szybciej pewnie znajdziesz jakieś skutery/motocykle ale to rodzaj pojazdu który mnie zupełnie nie kręci 😁 Nie spotkałem się również z opcją wycieczki fakultatywnej w ramach popularnych wyjazdów z biurem podróży. Ja jak wspomniałem skorzystałem z wersji: wynajęty samochód i mapy Google w telefonie i to jest proponowany przeze mnie sposób odwiedzenia tego niesamowitego miejsca 😍

O jeździe samochodem w Tunezji (piszę tutaj), bo to przygoda sama w sobie. Nie będę się silił na opis jak dojechać z Bizerty na przylądek, bo korzystałem ze wspomnianej nawigacji w telefonie i szczerze nie wyobrażam sobie innej opcji. Odnalazłem się w tunezyjskim stylu poruszaniu się samochodem ale nie wyobrażam sobie robić tego z mapą (o ile taką gdzieś znajdziesz) w ręku.

Z Bizerty na przylądek Cape Angela

Wyjazd z Bizerty w kierunku przylądka wiedzie przez dość obskurne obrzeża miasta, przechodzące ostatecznie w tereny wiejskie. Droga jest asfaltowa, może nie najlepszej jakości ale wystarczająca dla każdego rodzaju samochodu. Kilka razy pojawiają się sfatygowane tablice informujące, którędy na Cape Angela.

Teren jest pagórkowaty, mijamy kilka mniejszych miejscowości. Chyba rzadko widuje się tutaj „białych”, zwłaszcza o tak nie popularnej porze roku (koniec października). Dojeżdżamy w końcu do ostatniej, jak informował wcześniej tablica stacji benzynowej przed Cape Angela: Station-service Agil RAS INGELA. Stąd za ok. 300 metrów odchodzi w prawo droga szutrowa. Chociaż nawigacja kieruję nas na dalej „główną” drogą warto skręcić we wspomnianą szutrówkę.

Kolejne 2 kilometry od skrętu doprowadzają do najdalej na północ wysuniętego przylądka kontynentu afrykańskiego. Droga jest z tych bardziej wymagających ale można ją pokonać samochodem osobowym bez napędu 4×4. Trzeba tylko uważać na wystające kamienie, głębokie kałuże (jechałem po deszczu) i ewentualne stada kóz.

Przylądek Cape Angela – dalej na północ Afryki się nie da

W końcu jednak docieramy nad morze. Skaliste wybrzeże, rozbijające się fale, żadnych turystów, w oddali 2 lub 3 lokalsów łowiących ryby, późne popołudnie i słońce zaczyna cudnie oświetlać wybrzeże odcieniami intensywnego żółtego i pomarańczowego. Sesja zdjęciowa trwa w najlepsze, rzeźba konturów kontynentu afrykańskiego jest bardzo wdzięcznym obiektem do fotografowania, do tego te cudne skały i morze. 

Kilkadziesiąt metrów dalej jest jeszcze jeden pomnik z informacją o tym że jesteśmy na najdalej na północ wysuniętym krańcu Afryki.

Nie wiem kiedy a minęła godzina, mógłbym tam siedzieć jeszcze bardzo długo, ale trzeba wracać – musimy zdążyć do hotelu przed 22 godziną – o tej godzinie rozpoczyna się godzina policyjna. Nie mogę narzekać na kontakt z tunezyjską policją, ale nie wiem czy nadal byliby tak mili gdybym naruszył wspomnianą godzinę policyjną. Niespiesznie wracamy – szczerze zachwyceni przylądkiem Cape Angela.

Droga powrotna utwierdza mnie w przekonaniu, że prowadzenie samochodu w Tunezji to jak wspomniałem powyżej przygoda sama w sobie, jeżeli masz ochotę i lubisz tą formę doświadczania (ja uwielbiam) to szczerze polecam.

27.10.2020 r

podobne wpisy

2 komentarze

Kasia 21 grudnia 2020 - 20:03

Wow – niesamowite. Byłam 2 lata temu w Tunezji ale niestety nie znałam wtedy tego miejsca i szkoda.

Odpowiedz
damian 8 maja 2021 - 18:42

Ciekawe miejsce, jeszcze ciekawszy dojazd 😉

Odpowiedz

Dodaj komentarz