Gdy dwa tygodnie wcześniej wracałem z próby wejścia na Złą Kolate (tutaj przeczytasz o tym więcej), nie spodziewałem się, że tak szybko tam wrócę. Tym razem zatrzymaliśmy się w Plav, w jednym z tamtejszych hoteli. Miejsce okropne, wszyscy wszędzie palą papierosy. W hotelowym barze Aga jest jedyną kobietą, niby przyjaźnie ale jednak dziwnie. Po średniej nocy bo za ścianą (chyba z dykty) całą noc na przemian grał głośno telewizor lub płakało dziecko, wyruszam do Gusanije. Co do hotelu, większość noclegów w samochodzie na rozłożonych siedzeniach oceniamy wyżej.
Poranek jest rześki, nie pada, zapowiada się dosyć ładny dzień. Droga w okolice starego meczetu szybko mija, znajduje sobie tam miejsce gdzie zostawiam samochód i ruszam w górę. Podążając ścieżką wchodzę w las aż docieram do większej polany, zwanej przez lokalsów Fuš Sirma. Drogę teoretycznie znam, ale ni jak nie przypomina tej sprzed dwóch tygodni. Większość liści z drzew opadła, ale śniegu praktycznie brak.
Ćafa Bori, ta polana z drogowskazami
Idzie się super okazuje się, że szlak jest oznaczony nie najgorzej. Jakie jest moje zdziwienie, gdy po około dwóch godzinach dochodzę do miejsca, skąd ostatnio postanowiłem zawrócić. Zdziwienie jest podwójne bo oznacza, że znów opuściłem znakowaną ścieżkę na Złą Kolatę i uparcie próbuje przejść na stronę albańską. Odnalezienie rozstaju przy Ćafa Borit (Qafa Borit), 1850 m n.p.m. nie zajmuje jednak więcej jak kwadrans. Śnieg już co prawda się pojawił jednak, jest dość zbity i zapadam się tylko na głębokość paru-parunastu centymetrów. Przy drogowskazie, krótki postój na ciepłą herbatę i coś słodkiego. Tabliczka informuję, że na dach Czarnogóry mam jeszcze trzy i pół godziny, a do przejścia 4,6 kilometra.
Idzie się dobrze, słońce świeci jest bardzo przyjemnie. Brak jakichkolwiek śladów, nie mniej humor dopisuje – wydaje mi się, że idę w dobrym kierunku. Dochodzę do jaskini (Ledena Pecina), kilka zdjęć, kolejna porcja kalorii i łyk gorącej herbaty.
Zla Kolata jak wejść? Pewien nie jestem
Idę dalej, mam w głowie, że w pewnym droga na Kolatę ma odbić w lewo. W pewnym momencie pojawiają się jakieś ślady, jednak na tyle stare ze równie dobrze mogą być pochodzenia zwierzęcego co ludzkiego – mierny ze mnie tropiciel. W miejscu, które wydaje mi się być Ćafa e preslopit (2039 m n.p.m) postanawiam skręcić w lewo w miejsce które wydaje się prowadzić na dach Czarnogóry, od dłuższego czasu nie widziałem żadnego znaku czy drogowskazu. Podchodzę ostro w górę, pomagam sobie czekanem, ubieram raki – to raczej nie tędy, wycofuje się i szukam jakiejś łatwiejszej wersji.
Opierając się na zdjęciach z Internetu zakładam, że idę w dobrym kierunku, być może nie tak jak prowadzi szlak ale jestem bardziej niż pewny, że podchodzę w kierunku przełęczy usytuowanej między obiema Kolatami. U mnie jest cicho ale powyżej widzę że mocno dmucha. Podchodzę w gorę lawirując między przysypanymi szczelinami, Śnieg jest w wielu miejscach wywiany, nie mniej nie zdejmuję raków, chociaż idzie się średnio. Poruszam się w cieniu Złej Kolaty (mam nadzieję że to Zła Kolata), jeszcze chwile temu paradowałem w cienkiej bluzie, teraz mimo większego wysiłku naciągam kolejną warstwę odzieży – jest rześko. Dochodzę do niewielkiej skalnej ściany, albo ją przełoje albo zawracam szukać innej drogi. Chwilę się zastanawiam, poprawiam kask i wdrapuję się na max. 4-5 metrową ściankę. Nie było źle, ale w drodze powrotnej muszę znaleźć inne zejście.
Dobra Kolata czy Zla Kolata?
O jest w końcu farba, czyli idę w dobry kierunku. Do przełęczy został przysłowiowy rzut beretem. Mimo słonecznej pogody, nade mną wirują tumany śniegu. Naciągam kurtkę i komin na głowę. Na przełęczy dostaję potężnego łupnia. Dużo kosztuje mnie utrzymanie się na nogach, chowam się za jakimś głazem. Czy ta po prawej czy ta po lewej, początkowo jestem pewien że ta po mojej prawej, od początku była moim typem ale im dłużej się zastanawiam tym mam większe wątpliwości. Pierwsza myśl, podchodzę na tą po prawej, kiepsko stoję z czasem. Zabawy w źle obraną drogą zaczynają ujawniać się w niedoczasie.
Do szczytu mam już niewiele, po wyjściu z przełęczy siła wiatru jest zdecydowanie mniejsza. Po krótkiej jak się mi wydaje chwili staje na szczycie. Sprawdzam czy napisy na kamieniach znaczą że jestem na właściwej Kolacie. Jestem tu gdzie chciałem. Jak mówią do dwóch razy sztuka.
Zla Kolata – najwyższa góra Czarnogóry
Na szczycie jestem sam, byłbym poważnie zaskoczony gdybym tutaj kogoś spotkał. Idealne okoliczności przyrody aby nasycić oczy tym cudnym bezkresem jaki rozpościera się przede mną. Gorąca herbata i jakieś słodycze smakują wybornie. Nie chcę mi się wracać, chociaż ciemne chmury w oddali wskazują że jednak warto było by ruszyć cztery litery zauważywszy, że trochę późno się zrobiło. Jest na tyle późno, że jestem pewny iż gdzieś jeszcze w lesie, w drodze powrotnej złapię mnie zmrok.
Dość leniwe tempo w dół sprawiło, że ciemno było już w okolicach Ćafa Borit. W świetle czołówki dochodzę do skraju wsi Vusanje, gdzie zostawiłem samochód. Lokalsi zaszyli się głęboko w domach, nigdzie nikogo nie widać, w domach nie palą się światła i gdyby nie okoliczne psy, byłbym pewien że wieś podczas mojego pobytu w górach straciła swoich mieszkańców. Intensywnie oświetlona jest tylko ściana z popiersiem lokalnego bohatera.
W Gusinje, ludzi również jak na lekarstwo. Piekarnie zamknięte, więc nie ma mowy że zjem jakiegoś burka lub inne cukiernicze cudo. W hotelu czeka na mnie Agnieszka. Postanawiamy że kolejna noc w tym przybytku to zbyt dużo, pakujemy się i wracamy na wybrzeże do Ulcinja, do naszego ładnego hotelu z widokiem na wciąż ciepłe morze.