Po doświadczeniach z noclegami w okolicach Plav, stwierdziłem że lepiej będzie nie kombinować i zostawić Agę w naszej nadmorskiej bazie w Dobrej Wodzie a samemu jak najwcześniej wyruszyć w Góry Przeklęte na intensywną „jednodniówkę”.
Uważam że to naprawdę dobry plan. Pobudka około 4 rano, wszytko przygotowane dzień wcześniej, tylko herbata w termos i ruszam drogą E851 w kierunku przejścia z Albanią Muriqan – Sukobin.
Po drodze do przejścia prowadzone były roboty drogowe, w wielu miejscach, światła, ruch wahadłowy ale o tej porze nikt się tym nie przejmuję. Dojeżdżam do przejścia, samochody można policzyć na palcach jednej ręki. Pogranicznicy rzucają tylko okiem na mój paszport, cała odprawa nie trwa nawet minuty – tak to lubię. Trzymam się mercedesa, który z pewną nonszalancją traktuję informacje, nakazy i zakazy płynące ze znaków drogowych na trasie do Szkodry, Przejeżdżałem już kilka razy ten odcinek i nigdy nie pokonałem go tak szybko.
Szkodra – między Europą a Azją
W Szkodrze niestety mój zając pojechał w kierunku stolicy, ja kieruje się na Hani i Hoti. Gdy kilka lat wcześniej po raz pierwszy wjechałem do Szkodry, nie byłem pewien czy to wciąż Europa czy już Azja. Frywolne zasady ruchu drogowego, most którego już nie ma, składający się z desek podłużnie(!) ułożonych na kamiennych przęsłach (został zastąpiony takim jaki znamy z naszych dróg) i dzieciaki które dosłownie obsiadały samochody oczekujące na swoją kolej w przejeździe po moście – tego już nie ma. Miasto jeszcze śpi, jedynym problem są pojedynczy (chyba w sumie dwóch) nocni rycerze prowadzący swoje nieoświetlone samochody. Zastanawiam się jak podążał ten ciąg myślowy którego efektem było stwierdzenie je*ać światła w nocy – jednoznacznie kojarzę tą „modę” z krajami muzułmańskimi (Egipt, ZEA).
Wiem że utyskując na kierowców którzy nie korzystają w nocy ze świateł w swoich samochodach a samemu naginając ograniczenia prędkości czy inne podobne nie jestem może w pełni wiarygodny w ocenie zagrożeń. Nie mniej upieram się że moja racja jest najmojsza :-p
Trasa SH20 nocą
Szybko minąłem Szkodrę, Hani i Hoti, zaraz rozpocznie się jedna z moich ulubionych tras samochodowych: SH20 – po ciemku jej jeszcze nie przejeżdżałem. Mam nadzieję że nie spotkam żadnej świnki (nie mówię tutaj o samochodach marki Subaru), radośnie hasającej po drodze. Nie spiesznie pokonuję kolejne kilometry, 2-3 razy zatrzymuję się posłuchać ciszy, nie minąłem żadnego samochodu. Zaczyna świtać, góry które przecina trasa wydają się jeszcze większe i niedostępne.
W samochodzie wybrzmiewa Skunk Anansie – zdecydowanie do nich muzycznie należy ten wyjazd. W tym radosnym nastroju dojeżdżam do kolejnego dzisiaj przejścia granicznego Vermosh – Guci. Wracam na teren Czarnogóry by za jakiś czas nielegalnie w górach wrócić do Albanii – wiem brzmi dziwnie – ale uwierzcie to jest dobry plan 🙂
Przejście Vermosh – Guci jest jednym z tych, na których czujesz że pan w budce ma władzę i ma Cię w dupie. Pogranicznik znudzony życiem, pyta: po co, skąd itp. Popełniam gafę, używając serbskiej nazwy gór (Prokletije), ale wychwalając ich piękno, surowość i wszystkie inne określenia jakie mi przychodzą do głowy, faux pas zostaje puszczone w niepamięć. Wspominam że miałem już okazję odwiedzić Góry Przeklęte, w tym podczas ubiegłorocznego ataku zimy w środku jesieni – moje notowania poszybowały w górę – strażnik oddaje mi paszport życząc dobrego wspinania. Przypomina że w górach teraz nie ma ludzi i nikt mi nie pomoże i muszę liczyć tylko na siebie – doceniam.
Śniadanie? Najlepszy wybór to Burek z serem i jogurt
W Gusinje melduje się kilka minut przed 7 rano, ku mojemu zdziwieniu wszystkie piekarnie są zamknięte a ja miałem plan że na śniadanie jem burka i jogurt. Poczekam za chwilę maja otworzyć jedną z piekarni. Kręcąc się dla zabicia czasu robię 2-3 kółka po mieście czym wzbudzam zainteresowanie policjantów i kilku miejscowych. Jest październik, wcześnie rano o turystach zdążono już zapomnieć. W końcu pani w stylowym fartuchu otwiera, idę po planowego burka. Biorę standardowo burka z serem, jogurt i jakieś kifle (drożdżówka) – wydaje się że zakup burka zdejmuje ze mnie wszelkie podejrzenia.
Gdy wchodziłem na Zła Kolatę w ubiegłym roku to pamiętałem szutrową drogę i drogowskaz na Maje. Z map googla można dowiedziałem się że jest ok. 6-7km z Vusanje do Zaston Koliba., która wydawała się jakimś przysiółkiem, w necie niewiele znalazłem ale postanowiłem ułatwić sobie życie i dojechać ile się da.
Zakupy z piekarni postanawiam skonsumować gdzieś za Vusanje. Minąłem skręt na Zlą Kolate, potem ostatnie zabudowania i zaczęła się droga, która dla wielu właścicieli samochodów byłaby nie akceptowalna. Manewrując między koleinami i głazami, powoli moja Skodzianka skraca mój dystans do Maji. Po niecałych 2 kilometrach mijam małą atrakcję na potoku wzdłuż którego wiedzie droga – Oko Konika Polnega (Oko Skakavice), postanawiam rzucić okiem na powrocie. Jadę a w zasadzie toczę się dalej, chmury wiszą nisko między skalnymi ścianami. Dojeżdżam do jakiejś polany – dobre miejsce na śniadanie, otwieram drzwi – bo na trawie mokro. Ciszę przerywa tylko moje siorbanie jogurtu, bo standardowo nie chce mi się szukać łyżki, uwielbiam burki i tylko żałuje że kupiłem tylko jednego, drożdżówek nie umieją robić. Po śniadaniu ruszam dalej – mam nadzieję jeszcze trochę przejechać. Droga jest fatalna, w ubiegłym roku na podobnej drodze zupełnie zniszczyłem oponę i wracałem na zapasie do Polski. Zapas miał inny rozmiar oczywiście :-p
Jakieś zabudowania po prawej, droga jest fatalna. Dalej nie jadę – Fabia jest mało terenowym samochodem. Szybkie przebranie i ruszam dalej już na własnych nogach. Widoczność z tych dla koneserów. Szybkie tempo na rozchodzenie, dość strome podejście. Droga nadal szeroka ale terenówka z napędem 4WD spokojnie dała by radę. Dochodzę do kolejnych zabudowań, przy jednym z szałasów grupa młodych skautów/turystów z opiekunem. Zdziwieni moim widokiem. Gdzieś za plecami słyszę warkot silnika – czyli ktoś tutaj jeździ samochodem. Po chwili pojawia się Łada Niva z jak się okaże ekipą budowlaną, która remontuje jeden z szałasów.
Zaston koliba – dalej samochodem nie pojedziesz
Malownicza „polana” z zabudowaniami to Zaston koliba, gdzieś zaraz szlak powinien się rozchodzić na: Maja e Rosit i Maja e Jezercës. Maja Rosit ma wysokość 2524 m n.p.m. i jest jednym z najłatwiejszych i najpiękniejszych (informacja zaczerpnięta z Internetu) szczytów w okolicach Doliny Valbona – mam nadzieję w przyszłości to sprawdzić – uwielbiam Góry Przeklęte, więc wracać tutaj to ogromna przyjemność.
Po wejściu w las, szybko mamy wspomniane rozwidlenie: w lewo Rosit w prawo Maja Jezerce (może być tez informacja: Buni Jezerces). Las się przerzedza, wychodzę na kolejną polanę a może koniec lasu – chmury wiszą bardzo nisko i widoczność jest tragiczna. Coraz mocniejedank da się odczuć że chmury zalegają tylko do pewnej wysokości i zaraz będę je miał u stóp a słońce przyjemnie będzie grzać w plecy.
„Od złych rzeczy na dole, Jesteś mgłą oddzielony”
W międzyczasie przekraczam nielegalnie granicę, znów jestem w Albanii. Mgła jest coraz rzadsza by w okolicach jezior Buni odsłonić strzeliste szczyty wokół. Szlak prowadzi pomiędzy jeziorkami – są naprawdę fantastyczne. Część jest prawie pozbawiona wody, fantastycznie kontrastują z kolorami jesieni wokół. Jeziorek jest 6, największe z nich to Liqeni i Madh.
Parę zdjęć i ruszam dalej, po prawej (idąc w górę) piękny szczyt prawdopodobnie nazywa się Qafe Jezerce. Szlak jest dość dobrze oznakowany, do miejsca gdzie dochodzimy do pierwszej dużej łachy kilkuletniego śniegu. Początkowo kieruję się na wprost, jednak przypominam sobie że miałem kierować się na południowy-wschód w kierunku sporej przełęczy Qafa Emal.
W końcu odnajduje ścieżkę, Skała jest bardzo krucha, trzeba uważać na spore szczeliny i dziury. Kilka kolejnych kotłów wypełnionych starym śniegiem. Przyjemny chłód biję od śniegu, słońce natomiast mocno przygrzewa – warunki wymarzone.
Przy jednym z karów, na skale zaznaczone są poziomy śniegu w poszczególnych latach (przynajmniej tak mi się wydaje). Po prawej góruje zbocze Maja Jezerce. Z karu idziemy dalej na południowy wschód, mając po prawej skaliste zbocza Maja Jezercë, Cały czas kierujemy się za znakami (raz lepiej, raz gorzej oznaczone, ale nie jest źle). Dochodzę do przełęczy Qafa Emal 2331 m n.p.m.
Z przełęczy szlak prowadzi ostro w górę. Skała jest bardzo krucha – mogą przydać się ręce w pokonywaniu kilku miejsc. Widoki są przepiękne, mgły zalegające w dolinach dodają tylko uroku – po raz kolejny utwierdzam się w przekonaniu że bardzo lubię Góry Przeklęte. Dochodzę do wąskiego i bardzo sypkiego żlebu. Miejscami skądś (?) pojawia się woda która dodatkowo zmniejsza tarcie z i tak słabo związanym materiałem – jest to najniebezpieczniejsze miejsce na całej trasie. Trzeba uważać aby nie zjechać. W końcu jednak wychodzę ze żlebu i jeżeli wspominałem wcześniej jest pięknie, to tutaj jest jeszcze piękniej. Poniżej widzę dokładnie drogę jaką przebyłem od jeziorek aż po przełęcz, po horyzonty ciągną się szczyty których nazw niestety nie znam.
Maja Jezerce – wyżej w Górach Przeklętych się nie da
Na szczyt dochodzę dość szybko co mnie trochę zaskoczyło. Jest czerwony krzyż, jest skrzynka z księgą wejść – wszystko się zgadza jestem na najwyższym szczycie Gór Przeklętych. Maja Jezerces liczy 2694 m n.p.m. czyli jest o 195 metrów wyższa niż nasze Rysy. Jest piątym co do wysokości szczytem Albanii, jej wybitność to 2036 m, co daje jej 28 miejsce wśród najwybitniejszych szczytów w Europie.
Na szczycie, czas na uzupełnienie kalorii i krótki odpoczynek. Od samochodu, czyli okolic Ropojany wejście zajęło mi 5 godzin. W oddali wydaje się jakby pogoda chciała się popsuć. Wpisuje się do księgi wejść i zaczynam się powoli zbierać do zejścia. W księdze sporo wpisów, co ciekawe stosunkowo dużo jest polskich wpisów. Nie są to już dzikie i odludne góry – nie mniej tłumów brak, tym bardziej jestem zaskoczony gdy na szczycie pojawia się kolejny turysta. Zamieniamy kilka zdań i okazuje się że pan również jest Polakiem, co prawda od kilku lat mieszkającym na Wyspach, nie mniej mnogość polskich wpisów staję się wprost oczywista.
Bunia Jezerces – fotograficzny raj w Górach Przeklętych
Schodzimy każdy w swoją stronę, ja muszę jeszcze wrócić dzisiaj nad wybrzeże pokonując ponownie dwa przejścia graniczne. Jesień ze swoim bogactwem kolorów i jeziora Buni Jezerces są wdzięcznym tematem do fotografowania. Mgły ustąpiły zupełnie – las którym podchodziłem od Zaston Koliba bardzo przypomina nasze beskidzkie buczyny. Przy pierwszych zabudowaniach w Zaston Kolibie nie ma już budowlańców – ewidentnie nie trzymają się ośmiogodzinnego planu pracy. Grupka młodych turystów, nadal okupuje jeden z szałasów, gotując coś na ognisku. Mówią chyba po rosyjsku, co mnie dość dziwi – przynajmniej wydaje mi się że to rosyjski. Już wcześniej rzuciła mi się w oczy polarowa kamizelka kierownika ich grupy – będąc bliżej uspokoiłem swoją ciekawość – jest to Mello’s, dawno temu wzdychałem do produktów tej włoskiej marki a teraz ich zupełnie nie widuję w Polsce.
Do samochodu dochodzę po niecałych 4 godzinach od szczytu. Przebieram się i powoli staram się wrócić do bardziej przyjaznej drogi. W Gusinje jako nagrodę funduje sobie kolejnego burka z serem, tym razem bez drożdżówek bo już wiem że szału nie ma.
W strażnicy na przejście Vermosh – Guci celnicy mają chyba protest włoski, jeden samochód przede mną odprawiany jest prawie pół godziny. Przyszła kolej na mnie, celnik zainteresował się wielkim dmuchanym jednorożcem (takim do basenu lub na plaże) na tylnym siedzeniu i czy też był ze mną w górach. Dmuchaniec wywarł na celnikach tak duże wrażenie że całość odprawy zajęła mniej niż kilka minut. Wszystko się zgadza w ich notesikach. Bo zapomniałem wspomnieć że na tym przejściu nie ma żadnego komputera podpiętego do jakiejś bazy informacji. Spisują dane z paszportu z datą przekroczenia granicy do opasłych „zeszytów” – ach ten XXI wiek.
W hotelu melduję się przed 22 z wielką pizza – trzeba uczcić ten bardzo dobry dzień 🙂
METRYCZKA
nazwa: Maja e Jezercës
lokalizacja: Albania, Góry Dynarskie (Góry Północnoalbańskie, serb. Prokletije – „Przeklęte”, alb. Bjeshket e Namuna)
wysokość: 2 694 m n.p.m.
wybitność: 2 036 m
pierwsze wejście: lipiec 1929, Ellwood, Elmalie, Sleeman
uwagi: 28 miejsce na liście MDW w Europie, piąty w kolejności najwyższy szczyt Albanii, najwyższy szczyt Gór Dynarskich
data wejścia: październik 2018