Home PODRÓŻEMALEDIWY Malediwy – Fihalholi, rajskie wakacje

Malediwy – Fihalholi, rajskie wakacje

dodał damian

Malediwy obok Seszeli są dla mnie symbolem czegoś rajskiego, odległego wprost nierealnego. Co prawda Seszele były moim numerem jeden w kategorii „rajskie plaże i palmy” ale to ostatecznie na Malediwach znalazłem się wcześniej. Nasz wylot na Seszele został odwołany kilka dni przed planowanym terminem z powodu rozkręcającej się na początku 2020 roku pandemii Covid-19.

Głodni wakacji i odwiedzenia nowego miejsca pod koniec marca 2021 kupiliśmy „lasta” w jednym z biur podroży. Wyjazd kupiliśmy 2 dni przed wylotem – wyczekaliśmy aż cena spadnie i jednocześnie będzie jeszcze wykonać test PCR na obecność covid-19. Aby zrobić test, pojechaliśmy nawet do Warszawy do jedynej stacji pobierającej materiał w godzinach wieczornych – tutaj zaskoczenie, oprócz nas wiele osób wpadło na podobny pomysł i staliśmy 1,5h w kolejce do wymazu – wszyscy z kolejki lecieli gdzieś na jakieś wakacje. 😂

Turystyka w czasach zarazy

Wylot mieliśmy w godzinach wieczornych, więc mimo że walizka spakowana była już dzień wcześniej, to pracę dzieliliśmy z ostatnimi przygotowaniami do wyjazdu. Na parking przy lotnisku dojechaliśmy z zapasem czasu, odprawa poszła nam dość szybko. Teraz pozostaje przesiedzieć prawie 2 godziny do wylot na prawie pustym lotnisku, tylko pojedyncze „gejty” są okupowane przez podróżujących. Bary pozamykane, posiłki wydawane tylko na wynos, w sklepach pusto, na ławkach kartki z prośbami o zajmowanie co drugiego siedzenia – obraz lockdownu na lotnisku w całej okazałości.

To chyba przez tą ekscytacje podróżą na Malediwy, czas minął nam nad wyraz szybko. W samolocie niestety nie mamy wspólnych miejsc. Lecimy LOT-owskim dreamlinerem – przynajmniej będzie można coś obejrzeć podczas lot lub pograć w grę. Lot w nocy ma ogromny plus, organizm sam z siebie osuwa się w ramiona Hypnosa. Wybudzam się tylko na kolejne posiłki i krótkie partyjki Angry Birds’ów.

Male – najbrzydsza stolica  

Lotnisko w Male – strefa przylotów, jest typowym pierdolnikiem, gdzie kłębią się tłumy turystów. Na początek musisz przejść administracyjny rytuał, pieczątka do paszportu i sprawdzenie co masz w podręcznym. Następnie musisz odnaleźć przedstawiciela swojego biura podroży, by następnie w półotwartych wiatach czekać na łódki lub wodoloty, które zabiorą cię do wymarzonego resortu. Tutaj też odkrywamy co znaczy bardzo wysoka wilgotność przy niecałych 30 stopniach Celsjusza .😕 Miasto wygląda źle.

W końcu jest łódka, ładujemy się my i nasze bagaże. Wygląda, że każdy resort ma swoją łódkę. Nasz atol Fihalholi oddalony jest tylko 30 minut drogi motorówką. Dla wrażliwych dobry czas aby nabawić się mdłości i dobić się po prawie 9 godzinach lotu.

Plusem motorówki jest orzeźwiający wiatr, można zapomnieć o lepkości ubrań. Poza tym lubię jak lekko buja na falach.

Fihalhohi Island Resort

Docieramy w końcu do naszej „wyspy-więzienia” 😅. Z racji sytuacji pandemicznej praktycznie nie można odwiedzać innych wysp, można to zrobić wykonując każdorazowo test PCR. Gramolimy się z motorówki, jest gorąco i wilgotno. Od rozmowy z recepcjonistą spociłem się jak po intensywnym treningu. Rzutem na taśmę łapiemy się na obiad – otrzymujemy „swój” stolik przy którym mamy już siedzieć do końca wyjazdu. Gości nie obowiązują maski, cały personel natomiast pracuje w maseczkach. Obiad – cóż szału nie ma i nie będzie 😆

Malediwy są dla mnie symbolem nieskrępowanego leniuchowania na plaży. Większość ofert wyjazdów, opiera się na ulokowaniu urlopowiczów na jednym z kilkudziesięciu atoli tworzących archipelag. Nasze Fihalholi należy do atolu Kaafu. Hotel usytuowany jest na typowej wysepce z białym piaskiem, palmami i otaczającą ją rafą koralową. Wyspę można obejść dookoła w mniej niż 30 minut (długość 400 metrów i szerokość 260 metrów).

Rafa nie okala wyspy z każdej strony, najciekawsza część rafy znajduje się od strony zachodniej i północno-zachodniej wyspy. Część rafy dotknięta jest zjawiskiem blaknięcia raf koralowych oraz nosi ślady znacznej obecności człowieka.

Idziemy do naszego bungalowa, ukrytego między palmami z którego na plaże mamy 30 metrów. Nawet się nie rozpakowujemy – nasze walizki przyjechały wcześniej na taczkach – dosłownie . Odnajdujemy stroje, by za chwilę moczyć się już w zupie Oceanu Indyjskiego. Wody oblewające naszą mała wysepkę wydają się być najrozsądniejszym miejscem na spędzenie tego urlopu.

Jest jak na folderach, ciepłe, przejrzyste wody pod którymi kryje się całe bogactwo życia wód okołorównikowych. To właśnie przebywanie w wodzie i snorkowanie będzie wypełniać nasze wakacje na Malediwach.

Malediwy – proza życia i rytuały na urlopie

Zostaliśmy ulokowani w podwójnych bungalowach, ukrytych wśród palm z małym tarasem każdy i 30 metrami do brzegu oceanu. W pokojach nie ma telewizorów, WI-FI działa natomiast znakomicie, co by można znajomych drażnić kolejnymi porcjami zdjęć i filmów z pobytu w raju. Pokoje nie należą do najładniejszych, mają na szczęście lodówkę i klimatyzator. Co ważne były sprzątane 2 razy dziennie – moja pierwsza myśl gdy się o tym dowiedziałem: „zbytek” jednak już pierwszego dnia gdy na stopach przynieśliśmy sporą piaskownice do pokoju, w pełni doceniłem tą usługę.

Leżakowe urlopy, na które czasami się wybieramy, mają swoje rytuały. Posiłki o stałej porze, na naszej wysepce nie dość że o stałej to jeszcze dość stałe w swym niezróżnicowaniu.

Urlopowy plan dnia: wschód słońca lub trochę po wschodzie krótki spacer. Śniadanie. Potem leżaczek w cieniu palmy z czytnikiem w ręce, plus przerwa na pływanie. Lekki obiadek, powrót do książki i czas na dłuższe snorkowanie późnym popołudniem kiedy żyjątek jakby więcej się pojawia, na koniec jakaś sesja zachodzącego słońca i pora na kolację. Po kolacji, można skorzystać z oferty barów i skromnych animacji. My zazwyczaj szliśmy na plażę, pogapić się w oświetlone w oddali sąsiednie wysepki, posłuchać nietoperzy i delikatnego szumu spokojnego oceanu.

Z reguły nie korzystamy z wycieczek fakultatywnych, na Malediwach również nie skorzystaliśmy z tej atrakcji. Jak wspomniałem poruszanie się między wyspami jest utrudnione, wycieczki ograniczały się do snorkowania na otwartym oceanie, nurkowania, ewentualnie rejsu o zachodzie słońca. Miałem to szczęście że prawie każdego dnia snorkując wokół wyspy trafiałem na rekiny lub żółwie, więc wydawanie kilkudziesięciu lub nawet kilkuset $ aby to zobaczyć trochę dalej od wyspy zupełnie mnie nie pociągało. Zaoszczędzone pieniądze postanowiliśmy wydać na upgrade naszych ostatnich noclegów – zmieniliśmy nasze bungalowy na willę na wodzie.

Na koniec:  

Siedzę na klimatycznym drewnianym tarasie domku na wodzie. Czytam, gapię się w ocean, napawam się Malediwami. Pode mną w ciepłej i niesamowicie przejrzystej pływają tuńczyki. Jest gorąco i wilgotno. Wracamy do Polski pojutrze, jestem tutaj prawie tydzień, zapisuję hasła-klucze, które rozwinę już w domu przed komputerem a które kojarzą mi się z tymi wakacjami – o nich w kolejnym wpisie, już dzisiaj zapraszam.

18/19-26.03.2021

podobne wpisy

Dodaj komentarz