Home MOJE WYPIĘTRZONE MARZENIA Zimowe wejście na Rysy. Tatry zimą

Zimowe wejście na Rysy. Tatry zimą

dodał damian

Metryczka

nazwa: Rysy (słow. Rysy, niem. Meeraugspitze, węg. Tengerszem-csúcs)
lokalizacja: Polska/Słowacja, Tatry
wysokość: 2501 m n.p.m (polski wierzchołek 2499 m n.p.m)
wybitność: 163 m
uwagi: Rysy są składową: Korony Gór Polski, Korona Karpat, Korony Europy oraz Wielkiej Korony Tatr,
pierwsze zimowe wejście: 10 kwietnia 1884 Theodor Wundt z przewodnikiem Jakobem Horvayem,

Dla kogo Rysy zimą?

Najwyższy szczyt Polski jest atrakcyjnym celem wielu letnich tatrzańskich wędrówek. Zimowe wejście na Rysy jest nie tylko atrakcyjnym ale również wymagającym wyzwaniem, zarówno pod względem kondycyjnym ale przede wszystkim posiadanego doświadczenia. Wybierając się zimą na Rysy należy posiadać obycie z ekspozycją i wysokością, umiejętność posługiwania się czekanem oraz sprawne poruszanie się w rakach uważam za minimum umiejętności technicznych przy zdobywaniu naszego najwyższego szczytu. Warto również posiadać minimalną wiedzę w zakresie oceny zagrożenia lawinowego.

Co może się przydać wchodząc zimą na Rysy

  • ciepłe i wygodne ubrania, w których będziesz czuł się komfortowo przy temperaturze -15. (mój zestaw: na dole bielizna-leginsy, w zależności od pogody używam różne warianty grubości leginsów z wełny meryno + spodnie zewnętrzne, przy opisywanym wejściu z 2020 roku były to spodnie z rozpinanymi nogawkami od biodra do kolan. Na górze, koszulka z długim rękawem z wełny merino, bluza polarowa ) + 3 warstwowa kurtka gore , w plecaku cienka kurtka puchowa na wszelki wypadek.
  • czekan(y) – używam 2 czekanów – tak mi jest wygodniej, raki , kask, kije teleskopowe i uprząż wspinaczkowa – przypinam do niej czekany
  • buty do których możesz założyć raki minimum paskowe/koszykowe. Używam butów pod raki automatyczne, które mają 2 podstawowe wady: są ciężkie i trochę niewygodne „po płaskim”, nie mniej w przypadku zimowych Rysów sztywna konstrukcja i twarda podeszwa tych butów wygrywa z ich wadami.
  • Plecak, minimum 25 litrów,
  • rękawiczki (2 pary), używam cienkich i grubych skórzanych
  • na głowę w zależności od upodobań, czapka zimowa lub chusta typu Buff + czapka z daszkiem – to  mój zestaw 😉
  • Termos z gorącą herbatą. U mnie 1l ulubionej zielonej + kubek termiczny 0,5 wody mineralnej, 2 batony, „chlebek” daktylowy i kilka galaretek energetycznych.
  • Latarka czołówka + zapasowe baterie, okulary przeciwsłoneczne (min. kat 3), krem z filtrem min.30 po kilku przygodach ze słońcem w górach nie zapominam o tym „drobiazgu”
  • nerka – moje ostatnie odkrycie, trzymam w niej zazwyczaj telefon co pozwala go mieć pod ręką aby strzelić szybką fotę.
  • Pozostałe: Aparat foto, naładowany telefon, mapa + kompas jeżeli potrafisz się nim posługiwać
  • odpowiednie przygotowanie kondycyjne, do zrobienia jest kawałek. Mój wariant zakłada start i metę na parkingu w Palenicy czyli ok. 25km i ok. 1700 m w pionie

Parking Palenica – Morskie Oko

Pobudka, trochę się ociągam i wyruszam z Łabowej kilka minut przed 5 rano, mam do przejechania ok. 120 km – korzystam z wariantu dojazdu przez Słowację. Niespiesznie dojeżdżam kilka minut po 7 na parking , po drodze pstrykając kilka zdjęć. Na dzień dobry 25 złotych za parking. Przedwczoraj przyjechałem z Lublina, gdzie w zasadzie tego roku nie było zimy, wczoraj na rozgrzewkę wyskoczyłem na Łabowską Halę żeby oswoić się ze śniegiem. Tutaj natomiast zima na całego: zaśnieżone drogi a termometr w Forku pokazuje -12*C na zewnątrz. Sprawnie się przebieram, nakładam buciory i dziarsko ruszam w kierunku Moka – mam się nie przegrzać na starcie. Pogoda jest super, mróz szczypie w policzki, słońce wychyla się niespiesznie zza gór. Na odcinku parking – Morskie Oko zatrzymuje się tylko na chwilę aby schować kurtkę i czapkę zamienić na Buff’e. Przed 9 melduję się przy schronisku, jest jeszcze całkiem pusto i cicho, wiatr pięknie wywiewa śnieg na szczytach. Robię kilka zdjęć kultowego jeziora i ruszam dalej. Tradycyjnie zimą przez środek zamarzniętego górskiego jeziora biegnie wydeptana ścieżka, co oszczędza kilka minut a dodatkowo pozwala spojrzeć na budynek schroniska czy okoliczne szczyty z innej, przez większość roku niedostępnej perspektywy.

Morskie Oko – Czarny Staw

Przy podejściu na Czarny Staw jest wydeptanych kilka ścieżek, w tym rejonie dzisiaj kilka ekip ma swoje szkolenia zimowe. Jak to często bywa, strome podejście pod Czarny Staw jest mocno wyślizgane, obejdzie się bez raków, szczególnie użyteczne są tutaj kije trekkingowe

Nad brzegiem Czarnego Stawu jest już kilka osób ale żadna z nich nie idzie dalej. Mimo dobrego tempa z parkingu przy Czarnym jestem dość późno, nie zatrzymuje się i znów korzystając z grubej pokrywy lodowej idę przez środek jeziora na jego drugi koniec, gdzie zaplanowałem krótki popas. Kubek herbaty i kilka łyków wody mineralnej + połowa chlebka figowego. Zakładam raki i ruszam dalej szerokim żlebem w kierunku buli – widzę kilkoro turystów przed sobą – mają sporą przewagę, na pewno ich nie dogonię.

Czarny Staw – Rysy

Szczęśliwie kilka osób dzisiaj już szło przede mną więc nie muszę torować. Dzień wcześniej spadło trochę świeżego śniegu, do tego coraz silniejszy wiatr sprawia że miejscami świeże ślady są jednak niewidoczne i czasami zapadam się powyżej kolan w śniegu. Najbardziej lawiniasty odcinek do rysy staram się przejść w miarę szybko, co by nie prowokować. Poruszam się w rakach, pomagając sobie kijkami teleskopowymi – jak kiedyś mogłem uważać że kijki teleskopowe są zbyteczne ?

Podchodzę w równym tempie, do zadyszki czasami tylko wybijam się z rytmu szamocąc się przy zapadaniu się w głębszym śniegu. Przy początku żlebu który przechodzi później w rysę – pogoda coraz mocniej daje do zrozumienia że będzie się zmieniać – niestety na gorsze. W tym też miejscu spotykam pierwszych schodzących z góry. Tutaj tez zagrożenie lawinowe zmniejsza się, na rzecz zwiększających się trudności technicznych. Przede mną dość długie coraz bardziej nachylone i ostatecznie zwężające się podejście kończące się na Przełęczy pod Rysami. Na początku żlebu polecam zaplanować ostatnią dłuższą przerwę z uzupełnieniem kalorii. Koniecznie założyć kask – jeżeli jeszcze tego nie zrobiliście i zamienić kije na czekan. W rysie nie ma za bardzo dobrego miejsca na wykonanie tych czynności. W rysie jest dość wąsko, stąd wszelki latający materiał od śniegu i lodu osuwającego się spod butów osób nad wami, po przedmioty które mogły im wypaść stanowią niemałe zagrożenie. (kiedyś podchodząc pod Świnicę przeleciał koło mnie termos z herbatą, który wypadł komuś powyżej, on się nie turlał tylko zapieprzał z dużą prędkością.

W rysie spotykam kilka kolejnych grup ludzi którzy schodzą ze szczytu, w kilku miejscach muszę poczekać aby się bezpiecznie ominąć. Im wyżej tym robi się coraz mniej przyjaźnie, widoczność spada, zaczyna padać śnieg, tuz przed przełęczą muszę poczekać kilka minut bo schodząca para ma pewne trudności. Na przełęczy widzę że pogoda naprawdę się popsuła, widoczność z tych słabszych. Zamiast podjąć rozsądną decyzje i odpuścić dzisiaj te parę metrów, przypinam czekany do uprzęży i korzystając z łańcuchów szybko ale bardzo ostrożnie wchodzę na szczyt. W ciągu kilku sekund, na szczycie widoczność spadła do max 5 metrów i zaczęło mocniej sypać i przede wszystkim mocno wiać– doczekałem się – mam swoje Rysy.

Trasa powrotna

Asekuracyjnie wycofuje się na przełęcz mając nadzieję że tam będzie spokojniej. Niestety po kilku, kilkunastu minutach zejścia, czy tez próbach schodzenia, odkryłem niedostatki okularów vs gogle. Wiatr i śnieg który wiał od dołu, zamrażał/sklejał mi rzęsy pod okularami, początkowo próbowałem z tym walczyć przecierając oczy co jakiś czas rękę ale w końcu uznałem to za bez celowe. Schodzenie z zamkniętymi oczami uznałem za totalnie kiepski pomysł, co prawda trudno się zgubić w tej rysie ale akurat nie nawigacja była tutaj problemem. Butami i rakami zrobiłem sobie w twardym śniegu małą półkę aby móc na niej w miarę bezpiecznie i wygodnie stanąć jak największą powierzchnią buta, oba czekany wbiłem głęboko w stary śnieg na wysokości barków, naciągnąłem na głowę kaptur. Zaciągając wszelkie ściągacze postanowiłem tę zadymkę przeczekać.

Stałem tak dobre 15 minut może więcej, gdy w końcu poczułem że mniej wieje, strzepnąłem nawiany śnieg, rozkleiłem zmarznięte oczy i jak szybko było to możliwe zacząłem schodzić, korzystając z chwili względnego spokoju. Zejście rysą wykonałem w bardzo szybkim tempie, nie zatrzymując się ani na chwilę, mimo że po drodze kilka razy złapał mnie skurcz przywodzicieli. Zatrzymałem się dopiero u wylotu żlebu, gdzie poczułem się bezpiecznie – tutaj znów na kilka minut zaczęło mocniej wiać ale be porównania do tego co było wyżej, Szybkie 2 kubki gorącej herbaty, reszta chlebka i galaretka – jest energia czas ruszać.

Do Czarnego Stawu droga minęła bardzo szybko, tutaj też zamieniłem czekany na kije i wychyliłem kolejny kubek herbaty. Przed dojściem do Morskiego Oka, wyprzedziłem parę z która mijałem się pod Przełęczą idąc w górę. Na tafli jeziora bawi się mnóstwo ludzi, słońce i bezwietrznie – aż trudno uwierzyć jakie warunki miałem na górze. Nie zatrzymuje się przy schronisku, nie zrzucam nawet raków bo jak zaraz się okaże będą bardzo użyteczne. Tłumy ludzi, sanki, jabłuszka i zaprzęgi konne sprawiły że droga do parkingu przypomina miejscami tor bobslejowy. Najgorzej jest na fragmentach, gdzie szlak ścina zakosy drogi, wiele osób walczy z niewystarczającymi siłami tarcia, wisząc na barierkach. Co rusz ktoś fika kozła. Jak wspomniałem buty pod automaty + raki nie są wygodne zwłaszcza po płaskim ale schodząc do Palenicy okazały się super rozwiązaniem – mimo iż standardowo zrobił mi się odcisk.

Przy samochodzie byłem parę minut po 16, masa samochodów i tłumy ludzi. Szybka zmiana ubrań, jeszcze tylko kupić kulki rumowe i Kofole i wracam do Łabowej na mamusiny obiad.

Całość przejścia z parkingu na Rysy i powrót zajęła mi ok 9 godzin, całkiem przyzwoicie. Mogłoby być szybciej gdyby nie przymusowy postój przy zejściu i trudne warunki w okolicach szczytu ale z drugiej idąc w górę miałem większość trasy przetartej. Rysy zimą to wymagające wyzwanie i nie jest to szczyt dla każdego o tej porze roku. Nie będę przywoływał statystyk TOPR-owskich bo nie o straszenie chodzi ale warto planując wejście na dach Polski przyjrzeć się krytycznie swojemu doświadczeniu i przygotowaniu kondycyjnemu.

podobne wpisy

Dodaj komentarz