Leniwie przeciągam się w namiocie. Wysuwam głowę, upewniając się że to nie sen – wszystko się zgadza, ośnieżony szczyt Araratu jest przede mną, w tym samym miejscu w którym go wczoraj zostawiłem kładąc się spać. Mamy XXI wiek więc dzień zaczynam od zdjęcia – napawając się widokiem przez rozsunięty namiot, leżąc w śpiworze, robię pierwsze zdjęcia tego dnia.
Dzień dobry Ararat!
Słońce już wstało, rześkość poranka powoli ustępuję – po mojemu jest już ciepło. Pora i na mnie –układam wszystko w namiocie i czas na poranną toaletę i gimnastykę. Kręcę się trochę po obozie w oczekiwaniu na śniadanie.
Powoli budzą się pozostałe namioty. W końcu przychodzi czas na śniadanie – jest chałwa i cała masa słodkości – są oczywiście warzywka i ser. Jako bezmięsny górołaz jestem w pełni zadowolony i najedzony – mogę wyruszać. Dzisiaj w planach wyjście aklimatyzacyjne. Przewodnik wspomina, że podejdziemy w okolice 4000 m n.p.m., pogoda wciąż jest fantastyczna, energia we mnie buzuje. Póki co, koło naszego obozu baraszkują konie.
Aklimatyzacja na Górze Ararat – Cztery tysiące metrów n.p.m.
Początkowo idziemy zwartą grupą, z czasem jednak energia, którą kipię zwycięża i odłączam się od reszty idąc szybciej z planem przekroczenia 4000. W okolicach 3800/3900 m n.p.m. pojawiają się większe płaty zleżałego śniegu, które z powodzeniem pokonuje w moich podejściówkach. Osiągając założone 4 tysiące rozsiadam się, organizując mały piknik. Zapomniałem wspomnieć, że każdego dnia jesteśmy wyposażani w zestaw owocowo-słodyczowy. Dodatkowo ma ze sobą camelbacka i termos z herbatą – nawodnienia organizmu na tym wyjeździe pilnuje bardziej niż portfela.
Najlepiej zlokalizowany obóz I na Araracie
Powoli uzupełniam kalorie i uczę się drogi do obozu II. Nasze wyjście aklimatyzacyjne zostało poprowadzone obok tradycyjnej trasy do obozu drugiego. Mam okazję zobaczyć, gdzie ulokowane są pozostałe pierwsze obozy. Pewną ciekawostką jest że każda większa agencja ma swój obóz I w innym miejscu – bezsprzecznie uważam, że lokalizacji naszego jest najpiękniejsza (ararattrip.pl) 😁
Zauważam, że kawałek nade mną zatrzymują się grupy z końmi – wydaje się że to jest obóz II, po chwili staje namiot bazowy, to potwierdzenie że to musi być mój jutrzejszy cel.
Poniżej widzę, że pozostali członkowie mojego zespołu sygnalizują że zaczynają zejście – cóż dość tego leniuchowania. Zbiegam w dół po śniegu, znacząco oszczędzając czas i jednocześnie przyjemnie schładzając ciało od rozbryzgujących się płatów śniegu.
Szybko doganiam moich towarzyszy i już wspólnie wracamy do obozu– pewnie już czeka na nas obiad.
Niezbędnik obozowy – Góra Ararat
Zaleganie na karimacie z widokiem na Ararat i czytnik w ręku – czy można spędzać lepiej wolny czas? W tej absolutnej błogości, mijają minuty za minuta, godzina za godziną – przychodzi pora na kolację, zachód słońca i regenerujący sen. Jutro idziemy do obozu II 😍
wcześniejszy wpis: Raj na ziemi – obóz pierwszy #GóraArarat 1