Przyznaję że kategoria Kreta i góry nie szły nigdy w parze w moim wyobrażeniu o tej greckiej wyspie. Kojarzyłem, że Kreta jest górzysta i tyle. Nie mniej przed wiosennym wyjazdem na Kretę, rzuciłem okiem na szybko czy coś jest tam ciekawego do odwiedzenia i tak trafiłem na górę o trzech nazwach: Psiloritis, Mount Ida i Timios Stravos, aby utrwalić nazwy będę ich używał naprzemiennie w tekście 😁 Jeśli dobrze zrozumiałem anglojęzyczne strony i kilka zdań z lokalsami, to Mount Ida – nazwa góry, Psiloritis – masyw w którym leży Mt Ida a Timios Stravos to nazwa dzwonu na szczycie, podkreślam jednak że to moje rozumienie tych nazw 🤨
W Internecie za dużo informacji o Mount Ida nie znalazłem. Do walizki spakowałem podstawowy zestaw turysty-urlopowicza i poleciałem na Kretę aby przede wszystkim poszwendać się po wyspie i poleżeć na plaży no i przy okazji wejść na wspomnianą górę.
Góry Psiloritis z okien samolotu
Pierwszym sporym zaskoczeniem, był widok zaśnieżonych gór podczas lądowania na Krecie. W pakiecie turysty-urlopowicza nie ma raków. Uwaga dla wybierających się zdobywać Timios Stravos na początku kwietnia – warto rozważyć zabranie raków lub chociaż raczków. Ale po kolei, wejście na najwyższą górę zaplanowałem na połowę urlopu, do tego czasu szlajamy się po Krecie wynajętym samochodem, leżymy i objadamy się słodkimi i słonymi wypiekami z lokalnych piekarenek.
Dzień lub dwa dni przed jedziemy na płaskowyż Nida, skąd rozpoczyna się droga na Psiloritis. Śnieg widziany z wybrzeża i kilka dni wcześniej z samolotu jest prawdziwy 😁
Płaskowyż Nida, Nida Plateau – miejsce startu w Góry Psiloritis
Z hotelu na płaskowyż Nida mam ponad godzinę drogi. Wyjeżdżam po ciemku aby na płaskowyż dotrzeć ok. 7 rano, słońce jeszcze nie wstało, termometr w samochodzie pokazuje 10*C na zewnątrz. Znaki drogowe, tradycyjnie podziurawione przez kule lokalsów tkwią w sporych zaspach śniegu. A wczoraj leżałem na plaży, łapiąc opaleniznę.
Samochód zostawiam na parkingu – dalej nie dało się dojechać, więc to by najlepsze miejsce na zostawienie samochodu. Punkt startowy leży na wysokości ok. 1450 m np.m., Mount Ida liczy sobie natomiast 2456 m np.m. – tysiąc metrów w pionie brzmi dobrze. Szlak nie jest zbyt dobrze oznaczony – w zasadzie nie widzę żadnych oznaczeń. Wybieram jedną z wydeptanych ścieżek i idę w górę. Szybko nabieram wysokości. Cel mojej dzisiejszej wycieczki to najwyższy punkt na wyspie, więc trzeba dojść do głównego grzbietu i iść aż dojdę – przyznaję że czasami sam siebie zaskakuję 😅
Ścieżka a w zasadzie ślad w śniegu, który wybrałem pozostawia trochę do życzenia, ktoś wpadł na równie idiotyczny pomysł co mój aby jak najszybciej dojść do grzbietu. Szybko nabieram wysokości, słońce wstaje a ja dysze jak lokomotywa w wierszu Brzechwy. Jest zimno, momentami zdarza mi się zdjąć wierzchnią kurtkę i pomykać w lekkim polarku ale większość drogi pokonuję we wszystkim co mam ze sobą.
Podejście do linii grzbietu daje się mocno we znaki, słabo związany materiał skalny, który początkowo wybieram aby nie iść po zbitym twardym śniegu co rusz osypuje się i drażni. Po zalodzonym śniegu łatwo zjechać te kilka-kilkanaście metrów w dół, ewentualnie zapaść się w mikro szczeliny – tak czy siak, raki znacząco poprawiłyby komfort podejścia. Na całe szczęście wziąłem kije trekkingowe, które kupiłem przed wyjazdem i był to ich chrzest bojowy, notabene te kije dzielnie towarzyszyć będą mi przez kilka kolejnych lat, zaliczając między innymi Kilimandżaro, zimowe Corno Grande i wiele innych górek.
Grzbiet pasma jest wolny od śniegu, tworzy to teoretycznie wygodną drogę do ciut szybszego marszu. Teoretycznie bo wiatr na grzbiecie urywa głowę, co potęguję odczucie zimna i podrywa w powietrze drobny żwir który bezlitośnie uderza w twarz. Całe szczęście mam okulary. Przyznaję że warunki mnie mocno zaskoczyły, do śniegu się przyzwyczaiłem ale latające kamienne żyletki to nowość. Schodzę z grani, chociaż grań to trochę na wyrost określenie aby nie musieć się mierzyć z tak silnym wiatrem. Nawet zapadanie się w śniegu nie jest tak wkurzające. Na bardziej stromych podejściach widzę ślady raków – no cóż, ktoś lepiej zaplanował wejście na Mt Idę.
Widoki zapierają dech w piersiach i to nie tylko z powodu wiatru, widoczność jest fantastyczna. Poza tym nie spodziewałem się tak wymagających warunków – to naprawdę dobry przerywnik od leniwego plażowania. Dzień rozkręcił się na całego, u mnie tez nie ma śladu po porannym zamulani. Jest między 10 a 11, słonce już całkiem wysoko na niebie tylko mam wrażenie że ktoś funkcji grzania nie włączył.
Mount Ida – najwyższy szczyt Krety i najbardziej wybitna góra w całej Grecji
Widzę mój dzisiejszy cel – Psiloritis, Mount Ida, Timios Stravos – jak kto woli, na szczycie widzę też charakterystyczną kapliczka, która jest miejsce wrześniowych pielgrzymek miejscowych wiernych.
Czy ja wcześniej narzekałem na wiatr? Wieje na tyle silnie że mam problem utrzymać się na nogach. Chowam się za kapliczką aby tam przygotować się do szybkich zdjęć przy dzwonie.
Na szczyt droga zajęła mi około 3 godzin 15 minut, do tej pory w nogach mam ponad 7 km. Nie można wejść do środka kaplicy bo wejście jest całe zalodzone. Nawet obwieszczenie światu że zdobyłem Mt Ida – najwyższy szczyt Krety poprzez tradycyjne zabicie w dzwon, nie jest proste bo dzwon również jest pokryty lodem. Chwilę się szarpie z lodem na dzwonię i ostatecznie ogłaszam mój dzisiejszy sukces. Kilkanaście minut na szczycie to naprzemienne bieganie między frontem gdzie urywa głowę a zaciszem na tyłach kaplicy, w międzyczasie uzupełniam kalorię i ostatecznie szybko zmywam się w drogę powrotną.
Psiloritis – Nida Plateau
Postanawiam schodzić znacznie niżej od linii grzbietu, licząc na mniej wiatru i „wygodniejszy śnieg”. Plan dobry, wykonanie też niczego sobie. Idę szybko, droga powrotna wydaje się że zostanie szybko pokonana, gdy nagle uświadamiam sobie że z tej całej radości niepostrzeżenie zacząłem podcinać stromy stok o dość twardym zalodzonym śniegu. Nie minęło więcej niż kilkanaście sekund a już sunąłem na tyłku w dół, próbując wyhamować swój dupozjazd kijkami. Ostatecznie zatrzymałem się jeszcze na małym wypłaszczeniu parę metrów przed wolnym od śniegu fragmencie stoku. Gdyby nie kijki i to małe wypłaszczenie – zatrzymanie się w rumoszu skalnym nie byłoby najmilszą przygodą.
Mimo pierwotnie dobrego tempa, do samochodu docieram po 3 godzinach – trochę dołożyłem sobie drogi schodząc zbyt głęboko od linii grzbietu. Ostatecznie cała trasa zamknęła się w 14,5 km i ponad 2000 m podejść.
Trasę i dane z wycieczki na Psiloritis przedstawiam poniżej. Może będąc na Krecie lub zdobywając najbardziej wybitne szczyty w Europie zechcecie wejść na Mt Idę – do czego gorąco zachęcam.
Będzie mi również miło jeżeli podzielicie swoimi doświadczeniami lub pytaniami w komentarzach.
METRYCZKA
nazwa: Mount Ida
lokalizacja: Kreta, Grecja
wysokość: 2 456 m n.p.m.
wybitność: 2 456 m
uwagi: szczyt zaliczany do Korony Najwybitniejszych szczytów Europy (pozycja 8)
data wejścia: 04.04.2017 r.