Mija rok od momentu kiedy wszedłem na dach Afryki. Z perspektywy czasu, mogę napisać że wyjazd był owocny ale tak naprawdę był przede wszystkim pewnego rodzaju impulsem do działania. Zaraz po powrocie chętnie wracałem wspomnieniami do Tanzanii: zdjęcia kilka minut filmu (który dopiero teraz zostanie obrobiony) i notatki. Kilka razy opowiadałem rożnym znajomym o mojej przygodzie na Kilimandżaro – takie kameralne slajdowiska 😎
Kilimandżaro jest łatwą górą (nie przedstawia trudności technicznych) bywa jednak kapryśne: deszcz, chłód, znaczna wysokość którą łatwo zbagatelizować, no i do przejścia jest kawałek drogi. Ja na Kili wyjechałem z nadwagą (ok. 102 kg przy 1,87 m), co prawda miesiąc wcześniej zapisałem się do trenera aby mi plan treningowy rozpisał ale jedyne co mogliśmy zrobić to przygotować ciało do ruchu – powiedzmy że trochę naoliwiłem tryby swojego ciała, które głównie siedziało za biurkiem lub kierownicą samochodu, ewentualni stałem prowadząc jakieś szkolenie
Czas coś zmienić
Miesiąc po powrocie przyszła pora na małe rozliczenia: przyszedł czas aby przestać żyć wspomnieniami jaki kiedyś byłem smukły i wysportowany – tak naprawdę kiedyś było, tyle że jakieś 13 lat wcześniej. Rozpocząłem regularny trening pod okiem profesjonalnego trenera (uczestnika 2-óch wypraw w Himalaje i zdobywcy ośmiotysięcznika), potem przyszła pora na przyjrzenie się temu co i jak jem. Od ponad 15 lat nie jem mięsa i przetworów mięsnych, jednak uwielbiam słodycze i wszystko co glutenowe. Bez radykalizmu ograniczyłem spożywanie pewnych produktów, unormowałem ilość posiłków (3-4 posiłki dziennie), żadnego podjadania pomiędzy posiłkami. Słodycze bo chociaż ograniczyłem to wciąż mam do nich słabość. Obecnie słodycze stanowią część posiłku, nie jak kiedyś „słodkie małe co nieco” między posiłkami. Pilnuję ilość płynów bo piłem wcześniej za mało. I tak bez liczenia kalorii czy diet odchudzających dzisiaj ważę 12-13 kg mniej – utrata wagi, co prawda nie była moim celem a miała być co najwyżej skutkiem ubocznym. Rok temu byłem w stanie przebiec 5 km, no max 10 ale potem padałem i czekałem na pomoc 🤣 Obecnie biegam trochę więcej. Lubię w krótkim czasie wejść/zejść na górę lub przejść jakąś trasę ale przyznaję że biegać nie lubię i wszelkie maratony, biegi górskie to zupełnie nie moja bajka.
Modyfikacje, aktualizacje
Jeszcze 3 miesiące temu, na pytanie co robię w styczniu 2020 odpowiadałem będę w Andach, wchodził lub schodził z Aconcagui 6960 m n.p.m. popularnej „Anki”. Czasami jednak okazuję się że musimy swoje plany modyfikować – po powrocie z Serbii złapałem kontuzję nogi, która znacząco ograniczyła moją sprawność i zmusiła do przerwania treningów na ponad miesiąc, do tego wydarzenia w życiu osobistym również zrewidowały plany wyjazdowe w pierwszym kwartale 2020. „Anka” nie ucieknie 😁
Na otarcie łez, których nie było na ten rok zaplanowałem sobie Mount Blanc w górę i w dół w 24 godziny – tak jak pisałem lubię szybkie wejścia i zejścia. Do tego w planach kilka innych górek, może nawet coś z Korony Ziemi ale nie zapeszam – jak mówiło się w moich rodzinnych stronach: „pożyjemy – zobaczymy”.
W najbliższym czasie na blogu pojawią się wpisy o mojej przygodzie z Kilimandżaro. Zapraszam
„Kilimandżaro to pokryta śniegiem góra, wysokości 19 710 stóp, o której powiadają, że jest najwyższa w Afryce. Szczyt zachodni znany jest pod nazwą „Ngaje Ngai”, czyli Dom Boga. Tuż pod zachodnim szczytem leży wyschnięty i zamarznięty szkielet lamparta. Nikt nie potrafił dotąd wytłumaczyć, czego mógł szukać lampart na tak wielkiej wysokości.”
Ernest Hemingway „Śniegi Kilimandżaro”